Obchodzimy dziś 75 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Próba wydarcia miasta z rąk niemieckich i ujawnienia struktur Polskiego Państwa Podziemnego celem pokazania Polskiemu Komitetowi Wyzwolenia Narodowego prawdziwego gospodarza na tych terenach zakończyły się klęską, śmiercią tysięcy ludzi i zagładą miasta.

Ilekroć mamy do czynienia z tak poważną klęską i kolejną smutną rocznicą w rodzimym kalendarzu, warto się pochylić nad zjawiskiem tzw. nadpowietrznej walki o naszą narodowość. Przejawia się ona m.in. procesem, w którym nawet tak druzgocące, ale przepełnione bohaterstwem wydarzenia, urastają do rangi symbolu, wręcz mitu, którego wspomnienie pozwala przyszłym pokoleniom przetrwać ciężkie czasy lub zdobyć się na podobny czyn z wiarą w jego powodzenie. Niech zobrazuje to przykład zakończonego klęską Powstania Styczniowego będącego bardzo silną inspiracją dla, strzelców, legionistów i przede wszystkim samego Piłsudskiego oraz jego otoczenia, którzy prowadząc walkę fizyczną jak też polityczną osiągnęli cel, którego setną rocznicę obchodziliśmy rok temu.

Rzeczą oczywistą jest, że z perspektywy czasu i dla wyciągnięcia wniosków na przyszłość możemy oceniać ważne dla nas epizody z przeszłości. Dzieje się tak dlatego, że dzięki pracom historyków mamy dostęp do szerokiego tła politycznego, strategicznego itd. Lecz dyskredytowanie na podstawie tej wiedzy Powstańców i ich zrywu mija się z celem. Nie powinniśmy tego robić nie przeżywszy grozy lat okupacji. Słowa płk. Kazimierza Iranek-­Osmeckiego wytłumaczą najlepiej dlaczego doszło do Powstania w 1944r: „Trzeba było przeżyć 5 lat okupacji w Warszawie, aby czuć to, co czuła ludność i żołnierze. Trzeba było żyć dzień po dniu, godzina po godzinie przez pięć lat w cieniu więzienia na Pawiaku, trzeba było w ciągu tych miesięcy widzieć, jak znikają przyjaciele jeden po drugim, odczuć za każdym razem skurcz serca w piersi, trzeba było codziennie słyszeć odgłosy salw tak, że się już przestawało je słyszeć, przyzwyczaić się do nich, jak do dzwonów kościelnych, trzeba było milcząco asystować na rogu ulicy w smutny zimowy wieczór lub świetlisty poranek wiosenny, przy egzekucji dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu przyjaciół, braci lub nieznajomych, wziętych przypadkowo z tłumu, spędzonych pod mur, z ustami zaklejonymi gipsem i oczami wyrażającymi rozpacz lub dumę. Trzeba było to wszystko przeżyć, aby zrozumieć, że Warszawa nie mogła się nie bić”.

Obraz: Stanisław Garwatowski ,,Powstanie Warszawskie”