Wielka Wojna 1409 – 1411. (część I)

W maju 1409 r. wybuchło kolejne powstanie na Żmudzi przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu (Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie). Tym razem, tak jak w 1401 r., poparł je wielki książę litewski Witold (Vytautas) Kiejstutowicz oraz potajemnie najwyższy książę litewski i król Polski  Władysław II Jagiełło. W starych tekstach często imię litewskiego księcia podawane jest nie Witold a Aleksander. To ostatnie otrzymał  na chrzcie św.(1386) z rąk metropolity Ruskiej Cerkwi Prawosławnej. Wcześniej (21.10.1383),  przy chrzcie św. udzielonym przez Zakon, przybrał imię Wigand (litewskie Wigandas). Witold „w ratach” (1384 r., 1390 r., 1398 r., 1404 r.) odstąpił Żmudź  Zakonowi. Jagiełło także , jako wielki książę litewski, w 1382 r. podpisał układ z Zakonem , w którym darował część tej krainy, ale go nie ratyfikował. Żmudź była bardzo ważna dla krzyżaków, bo rozdzielała ich państwo na część pruską i inflancką.  W latach: 1400, 1405 i 1406 wojska litewskie walczyły nawet przeciwko żmudzkim powstańcom, wspierając wojaka krzyżackie.   17 lipca 1409 r. Polacy na  walnym zjeździe „ panów i prałatów Królestwa Polskiego” w Łęczycy uchwalili poparcie dla Litwy w przypadku zaatakowania jej przez Krzyżaków. Nie określono rodzaju pomocy, jakiej miano jej udzielić.  Do Malborka wysłano delegację, której przewodził arcybiskup gnieźnieński Mikołaj Kurowski. Miała ona dać odpowiedź na pytanie dotyczące postawy Królestwa Polskiego w czasie konfliktu krzyżacko-litewskiego. Z tym pytaniem przybyła do Polski w czerwcu 1409 r. delegacja Zakonu, ale nie dano jej wtedy odpowiedzi. W dniu 1 sierpnia abp Kurowski udzielił wielkiemu mistrzowi  Ulrykowi (Ulrich) von Jungingen następujących informacji, po jego oświadczeniu, że natychmiast uderzy na Litwę : „Mistrzu, przestań straszyć nas wypowiedzeniem wojny Litwie, ponieważ jeśli zdecydujesz się na nią, bądź pewny, że podczas gdy ty napadniesz na Litwę, nasz król najedzie Prusy”… Wielki mistrz okazał wdzięczność arcybiskupowi za wyjawienie planów króla i sam zdradził swoje mówią, że w takim przypadku oręż przeznaczony przeciw Litwie skieruje na głowę czyli Polskę. W 1414 roku, podczas rozmów pokojowych pod Raciążkiem, król Władysław w rozmowie z krzyżackim mistrzem utrzymywał, że abp Kurowski przekroczył swoje uprawnienia grożąc Zakonowi wojną. Być może, taką interpretacje przekazał mu podkanclerzy Królestwa Polskiego, a zarazem spowiednik króla Władysława ksiądz Mikołaj Trąba – nieprzejednany wróg Krzyżaków. W 1412 r. otrzymał on  godność arcybiskupa, a w 1417 r. został pierwszym prymasem Polski.

W dniu 6 sierpnia Ulryk skierował  do króla Polski list z wypowiedzeniem wojny,  12 dni później posłowie doręczyli go królowi. Dwudziestego sierpnia wojska Zakonu wtargnęły w granice Polski i Mazowsza. W ciągu kilkunastu dni zajęły ziemię dobrzyńską, zdobyli Bydgoszcz, złupili Krajnę i Mazowsze. Najważniejsze jednak było to, że  Zakon wystąpił w roli agresora i my zgodnie z nauką Kościoła mogliśmy prowadzić wojnę sprawiedliwą.   W  tym czasie powstanie objęło całą. Żmudź. Wojska polskie z Małopolski i Rusi Czerwonej zgromadziły się na początku września 1409 r. w Wolborzu (powiat piotrkowski, woj. łódzkie). W mieście tym dnia 9 września Jagiełło ogłosił manifest skierowany do królów, książąt, duchownych. Krytykuje w nim nieudolność Zakonu w szerzeniu chrześcijaństwa na Żmudzi, Inflantach, Litwie. Wg niego, Krzyżacy dążą jedynie do zdobyczy terytorialnych. Następnie dokument ten polscy dyplomaci rozpowszechniali po europejskich dworach. Było to przeciwdziałanie na krzyżacką kampanię ukazującą Jagiełłę oraz Litwinów , jako fałszywych chrześcijan popierających pogaństwo.

Z Wolborza wojska przemieściły się do Łęczycy, gdzie dołączyło się rycerstwo  wielkopolskie.

29 września rozpoczęto oblężenie Bydgoszczy , którą odzyskano 6 października .Dużą rolę w walce o to miasto odegrała polska artyleria.  Jeszcze w czasie  walk o nią przybyła delegacja od  król Czech Wacława IV Luksemburczyka. Delegacji przewodniczyli książęta śląscy: wrocławski, świdnicki, oleśnicki. Zaoferowała ona pośrednictwo w rozmowach pokojowych z Zakonem. Propozycję przyjęto dopiero po odzyskaniu Bydgoszczy. Dnia 8 października podpisano rozejm, który miał trwać do 24 czerwca 1410 roku (do dnia św. Jana), a król Czech miał rozsądzić spór. W dniu św. Andrzeja 30.11.1409 r. rozpoczęła się kilkudniowa narada w Brześciu n. Bugiem trzech najważniejszych osób decydujących o polityce Polski i Litwy. Współpracowali oni w ramach Unii Wileńsko-Radomskiej (1401). Unia ta sankcjonowała odrębność Litwy. Na tym spotkaniu król Władysław Jagiełło, książę Witold i podkanclerzy Trąba ustalili plan walki z Zakonem na płaszczyźnie militarnej, gospodarczej, politycznej. Głównym jego celem było zniszczenie wojsk krzyżackich w bitwie, w otwartym polu na terytorium Prus. Aby tego dokonać trzeba było ograniczyć napływ do Prus rycerzy – gości, najemników i broni z Zachodniej Europy. Robiono zaciągi obcych rycerzy , szczególnie spośród Czechów, chociaż można było werbować Polaków, gdyż mobilizacja odbywała się wg „wyprawy powszechnej” (pospolitego ruszenia) i obowiązywała tylko właścicieli ziemskich z prawem dziedziczenia. Kupowano broń na Zachodzie mimo, że nie brakowało jej w kraju, a nawet eksportowaliśmy ją na Litwę. Zaktywizowano wywiad i dyplomację. Otrzymano dokument od jednego z trzech papieży-antypapieży Aleksandra V, wzywający  wielkiego mistrza do zawarcia pokoju z Jagiełłą.  Wybrany on został przez sobór w Pizie, w dniu 27 czerwca 1409 r., a nie przez kardynalskie konklawe. Miało to zlikwidować dwuwładzę w kościele. Tak się jednak nie stało i każdego  z trzech hierarchów popierały inne królestwa, księstwa europejskie. Prusy formalnie były papieskim lennem.

Król Czech Wacław IV na dzień 15 luty 1410 r. wyznaczył datę ogłoszenia wyroku w sprawie polsko- krzyżackiego sporu.  Wysłano do Pragi delegację w liczbie 8 posłów. Orszak liczył 600 koni. Była to demonstracja siły i bogactwa, aby zachęcić Czechów do zaciągania się w nasze szeregi. Ww. wyrok  zredagowany był w języku niemieckim  a nie łacińskim, jaki używała ówczesna dyplomacja. Dało to pretekst polskim, mazowieckim i litewskim posłom do opuszczenia sali podczas jego ogłaszania. Oznajmili oni królowi Wacławowi, że nie znają języka niemieckiego. Wśród posłów obecny był tłumacz języka niemieckiego Dunin (Dominik) h. Łabędź ze Skrzynna. W 1412 r. został on podkanclerzym. Wacław Luksemburczyk zaproponował odczytanie wyroku w języku czeskim, który podobny jest do polskiego. Posłowie mu wytłumaczyli, że słowa te same co innego znaczą w każdym z języków. W wyroku król Czech ziemię dobrzyńską przyznał sobie, a Żmudź Krzyżakom. Ponadto zobowiązywał Polaków do obierania króla spośród zachodnich możnowładców. Ze względów                „ językowych” nasi posłowie nie przyjęli go do wiadomości i nie podjęli dyskusji. Wydaje się, że król Wacław nie był specjalnie zainteresowany sporem polsko-krzyżackim, a zajął się nim na prośbę swojego przyrodniego brata- króla Węgier i Chorwacji Zygmunta Luksemburczyka. Ten  ostatni wydał w kwietniu 1410 r. drugi wyrok w sprawie naszego sporu z krzyżakami. Orzeczenie także było dla nas niekorzystne. Król Zygmunt prawnuk Kazimierza Wielkiego był naszym nieprzejednanym wrogiem, ale „w gruncie rzeczy” interesowały go tylko pieniądze i cesarski tytuł.                                                        ” Rozpracowaniem” Zygmunta zajął się książę Witold. Omal nie stracił on życia na spotkaniu z nim w kwietniu 1410 r., w Kieżmarku. Posłował też do niego Zawisza Czerwony- Oleśnicki były kanclerz królowej Jadwigi. W latach 1406 – 1408  razem z Zawiszą Czarnym z Garbowa (pow. sandomierski, woj. świętokrzy.) h. Sulima walczył w armii króla Zygmunta.   Król Węgier ostatecznie poparł Krzyżaków i przyjął od nich pieniądze. W zamian miał zaatakować Polskę od południa. Faktycznie tuż przed grunwaldzką bitwą dotarło od niego do króla Jagiełły wypowiedzenie  wojny. Ponadto wojska Zygmunta w połowie października 1410 r. wykonały  atak na nasze południowe rubieże. Krzyżacy uznali jednak, że nie dotrzymał on umowy i zażądali zwrotu pieniędzy. Ostatecznie, zobowiązanie finansowe za wykup jeńców, jakie zobowiązał się nam wypłacić Zakon po Pokoju Toruńskim (1411) w kwocie 100 tys. kop groszy praskich (czeskich) czyli 6 milionów groszy, w części  przeszło na Zygmunta Luksemburczyka. Zamiast  gotówki otrzymaliśmy od niego 13 miast i 15 wsi z przyległościami położonymi na Spiszu. Oficjalnie była to pożyczka w wysokości 37 tys. kop groszy od króla Jagiełły dla króla Zygmunta Luksemburczyka zabezpieczona na ww. miejscowościach. Było to dla nas opłacalne , bo został zawarty pokój z najważniejszym europejskim politykiem, przyszłym Świętym Cesarzem Rzymskim . W późniejszych latach doszło nawet do skutecznej próby swatania jego wnuczek z synami króla Władysława Jagiełły. Jedna z nich Elżbieta Rakuszanka (matka królów) została żoną polskiego króla i wielkiego księcia litewskiego Kazimierza IV Jagiellończyka.

W następnych miesiącach „po Kieżmarku”  nadal prowadzono  rozmowy z przedstawicielami króla Zygmunta Luksemburskiego.  Działania dyplomatyczne były ważne, ale najważniejsze było zdobycie przewagi militarnej i pokonanie zakonnych wojsk w walnej bitwie. Książę Witold dostarczył królowi Władysławowi w gotówce 20 tys. kop groszy na wojenne potrzeby. Za tą kwotę można było zakupić np. 5 –  8 tys. koni, 30 – 40 tys. wołów, zaciągnąć do 2500 zbrojnych na okres 3 miesięcy czy nabyć pełne wyposażenie dla ponad 1 tys. rycerzy kopijników lub dwukrotnie większej liczby konnych strzelców.  Krzyżacy przyjęli założenie, że polskie i litewskie wojska najadą pograniczne ziemie. Oprócz tego,  Polacy  wtargną na ziemię dobrzyńską lub Kujawy  a Litwini  na ogarniętą powstaniem Żmudź.  Zachowanie Polaków i Litwinów na to wskazywało. Wojewoda kaliski Maciej z Wąsoszy z ponad 2 tysiącami wojów stanął na granicy z Nową Marchią, wzmacniano załogi w Inowrocławiu, Brześciu Kujawskim, Bydgoszczy, w Koronowie stanęli Czesi w sile ponad 1,5 tys. wojów. Książęta mazowieccy zmobilizowali swoje chorągwie. Litwini podsycali powstanie na Żmudzi i atakowali pruskie pogranicze. Inflancka gałąź Zakonu, w obawie przed atakiem Litwy i naszych sojuszników republik: Nowogrodzkiej i Pskowskiej, do Prus wysłała tylko 1 z 10 swoich chorągwi. Krzyżakom udało się zorganizować 51 chorągwi. W „dobrych czasach”, pod koniec XIV w. ich liczba wynosiła nawet 80. Inna sprawa, że w rajzach (np. w 1390 r.) na litewskich „saracenów” potrafiło także uczestniczyć  litewskie rycerstwo  księcia Witolda . Chorągiew ( oddział kawalerii)  składała się z mniejszych jednostek zwanych kopią, czyli  rycerza kopijnika i minimum 2 konnych strzelców. Ci ostatni mieli zazwyczaj gorsze zbroje i lżejsze konie, a za podstawową broń służyła im kusza lub łuk refleksyjny. Wszyscy posiadali także broń sieczną. Ponadto część wojsk Zakonu i Litwy używało sulis (włóczni). Nieco odmienne były kopie zakonne, gdyż na jednego brata- rycerza kopijnika przypadało 8 strzelców. Brat-rycerz składał śluby zakonne lecz nie miał święceń kapłańskich. Tych braci w okręgu- komturii powinno być wraz komturem 13 (na wzór Chrystusa i 12 apostołów). W rzeczywistości liczba ich wahała się od kilku do  kilkudziesięciu. Komturii w państwie pruskim Zakonu było 25. Na pewno tych braci było więcej niżby to wynikało z pomnożenia 13 przez 25.To oni nosili białe płaszcze, tuniki z czarnym krzyżem oraz obowiązkowo brody. Średniej wielkości chorągiew liczyła ok. 300-350 zbrojnych czyli ok. 100 kopi. Polacy wystawili 50 chorągwi , a Litwini 40. Ponadto do polskich chorągwi Jan  Długosz wliczył, jako pięćdziesiątą pierwszą, prywatną chorągiew bratanka króla Jagiełły, księcia Zygmunta Korybutowicza. Uzbrojenie Polaków nie odbiegało od  krzyżackiego. Litwini zaś posiadali gorsze uzbrojenie obronne, gdyż przeważały u nich zbroje łuskowe, mniej posiadali kolczug i zbroi płytowych. Ponadto litewskie chorągwie liczyły mniej zbrojnych niż polskie czy krzyżackie.  Oprócz uzbrojenia bardzo ważne było wyszkolenie i doświadczenie. Wydaje się, że Litwini mieli więcej okazji do walki niż nasi, ponieważ od 1343 r. trwał pokój między Polską a Zakonem.  Część naszych rycerzy brała jednak udział w wojnach prowadzonych przez inne królestwa czy księstwa.

O zachodzie słońca dnia 24 czerwca 1410 r. rozejm wygasł. Wojska polskie z Kujaw  pierwsze przystąpił do akcji atakując wsie naprzeciwko Torunia, po lewej stronie Wisły. Zdenerwowało to wielkiego mistrza, który gościł w tym mieście węgierskich posłów. Wykorzystał ich do zaproponowania królowi Jagielle przedłużenia rozejmu do 4 lipca 1410 r. Na co wyraził on zgodę. W czerwcu wojska Unii Jagiellońskiej zaczęły przemieszczać się na wyznaczoną  koło Czerwińska koncentrację. Rycerstwo wielkopolskie rozpoczęło marsz z Poznania, małopolskie i ruskie z Wolborza. Litwini przemieszczali się wzdłuż pruskich granic. Po dotarciu do rzeki Narwi otrzymali ochronę 12 polskich chorągwi. Problemem było przekroczenie Wisły przez wojska Korony. Już na spotkaniu w Brześciu powzięto decyzję o budowie mostu pontonowego. Zadanie to powierzono staroście radomskiemu Dobrogostowi Czarnemu. Most składał się z 200 szkut o łącznej długości ok. 500 m. Wykonany został z drzew rosnących w puszczy radomskiej koło Kozienic. Bezpośrednio prace nadzorował mistrz Jarosław. Król Władysław też był zainteresowany postępem prac i od 30 stycznia 1410 r. aż do rozpoczęcia wielkiego postu przebywał w Kozienicach. Następnie przeniósł się do oddalonej o ok. 20 km  Jedlni, gdzie przebywał do Świąt Wielkanocnych (01.04.1410).  Most  w ostatnich dniach czerwca został spławiony pod Czerwińsk k. Wyszogrodu i  zmontowany w pół dnia. Przeprawiło się po nim w  ciągu 3 dni ( 30.06-02.07): 20 tys. jeźdźców, kilka tysięcy pieszych, kilka tysięcy wozów czterokonnych, kilkaset  machin i armat. Po drugiej stronie czekały już wojska litewskie i część wojsk mazowieckich. Mosty pontonowe o takiej przepustowości  i długości były budowane dopiero podczas I wojny światowej. Most i koncentracja pod Czerwińskiem były dla Krzyżaków dużym zaskoczeniem. Zrozumieli, że musi dojść do walnej bitwy i że koncepcja walk przygranicznych była błędna. Nie mieli już czasu , aby ściągnąć więcej zbrojnych z Zachodu, Inflant lub ze swoich nadgranicznych zamków. Wojska Unii podążały w kierunku północnym, przez terytorium księstw mazowieckich. Mazowsze było lennem Polski. Najpierw przez księstwo będące we władaniu  Janusza I, a następnie przez księstwo Siemowita IV. Ten ostatni książę miał za żonę siostrę króla Władysława, ale sympatyzował z Zakonem. Nie mógł zapomnieć, że on z dynastii Piastów rywalizację o polską koronę przegrał z Litwinem Jagiełłą. Część szlachty obrała go nawet królem w Sieradzu (1383), ale koronacja została odłożona.  Natomiast książę Janusz I, jego brat, popierał Polskę. Żonaty był z siostrą księcia Witolda, z którym utrzymywał raczej chłodne stosunki.

W dniu 4 lipca wygasł przedłużony rozejm.  Następnego dnia do naszego obozu przybyli wysłannicy króla węgierskiego, przebywający u Wielkiego Mistrza, z propozycją rozmów pokojowych . Król Władysław postawił następujące warunki: zwrot ziemi dobrzyńskiej Polsce, zwrot Żmudzi  Litwie oraz wypłacenie odszkodowania za szkody poczynione w 1409 r. Krzyżacy nie zaakceptowali tych warunków. W dniu 7 lipca wojska nasze osiągnęły Bądzyń k. Żuromina, gdzie zatrzymały się na 2 dni. Dla dowództwa wojsk zakonnych „stało się jasne”, że wojska Unii wkroczą na „ rdzenne terytorium” pruskiego państwa Zakonu.  Po przekroczeniu w dniu 9 lipca przygranicznej puszczy,( kilka kilometrów przed Lidzbarkiem (Welskim) wojska nasze stanęły na pruskiej ziemi. Podniesiono wszystkie chorągwie i znaki, odśpiewano Bogurodzicę. Wieczorem Lidzbark złupiono i rozłożono się pod nim obozem. Następnego dnia, pod ufortyfikowanym i bronionym przez artylerię i kuszników Kurzętnikiem (koło Nowego Miasta Lubawskiego), zagrodzili nam drogę Krzyżacy z całą swoją armią. Przekroczenie rzeki Drwęcy i dalszy marsz na Malbork chwilowo stał się niemożliwy. Atakowanie umocnień, forsowanie rzeki oraz odparcie ataku nieprzyjaciela obciążone było dużym ryzykiem. Król powołał  radę, do której weszli m.in. książę Witold i podkanclerzy Trąba oraz 6 innych dostojników Królestwa. Zdecydowano trzymać się pierwotnego planu stoczenia bitwy w otwartym polu. Wojska nasze 11 lipca cofnęły się do Lidzbarka (Welskiego) i zmieniły marszrutę na  kierunek wschodni, celem obejścia krzyżackich sił. Aby przyspieszyć marsz pod tą miejscowością pozostawiono artylerię. Po dotarciu do Działdowa z powrotem skierowały się na północ. 13 lipca dotarły do obwarowanego miasta  Dąbrówno, które zostało zaatakowane z marszu . Zdobyto je i podpalono. Zajmowało on kilkusetmetrowy przesmyk między jeziorami. Przemarsz przez wąskie uliczki płonącego miasta z dwiema tylko przeciwległymi bramami przez 30 tys. jeźdźców i kilka tysięcy wozów był trudny i niebezpieczny. Postanowiono jeszcze raz zmienić kierunek na wschodni. Po jednodniowym odpoczynku, 15 lipca armia nasza ruszyła do oddalonej o kilkanaście kilometrów miejscowości Turowo. Jeszcze przed tą miejscowością skierowała się na północ. Celem była prawdopodobnie miejscowość Olsztynek . Około godziny 8,00 zarządzono postój nad jeziorem Lubień, gdyż ustał deszcz i król Władysław mógł wysłuchać codziennych 2 mszy świętych. Jeszcze przed rozpoczęciem mszy św. doniesiono Królowi, że w odległości ok. 5 kilometrów, w kierunku na północny-zachód znajdują się wojska krzyżackie. Nakazał on marszałkowi Królestwa Zbigniewowi z Brzezia, aby na czele kilku chorągwi obsadził skraj lasu , który osłaniał nasze wojska o strony Grunwaldu i Stębarku „(pow. ostródzki, woj. warmiń.-mazur.). Między tymi miejscowościami rozwijały się wojska krzyżackie. Ze względu na bezleśny , lekko tylko pofałdowany teren miały ułatwione zadanie. „Pola Grunwaldu” z płd.-zach. na  płn.-wsch. rozdzielała Dolina Wielkiego Strumienia. Od  naszej południowej strony dojście do ww. pól było utrudnione. Przeszkadzały liczne dolinki, pagórki, laski. Kiedy wojska krzyżackie były gotowe do starcia, to część naszych jeszcze podążała na miejsce przyszłej bitwy. Uderzenie wojsk zakonnych mogło je rozproszyć, ale Krzyżacy bali się zaatakować  „niewidzialnego” przeciwnika. Króla naszego określa się jako chytrego i powolnego i tak też zachował się pod Grunwaldem. Po wysłuchaniu 2 mszy św. podał hasło „Kraków –Wilno” oraz dla identyfikacji swój-obcy rozkazał nałożyć na zbroje słomiane powrósła. Następnie podjechał do pierwszych szeregów naszego wojska i zlustrował pole bitwy. Potem przystąpił do pasowania na rycerza, własną ręką, licznych młodych rycerzy. Na koniec odbył spowiedź św. przed ks. Mikołajem Trąbą. W międzyczasie założył zbroję i zmienił podjezdka (koń marszowy) na konia bojowego. Mimo upływu kilku godzin od przybycia pod Grunwald pierwszych naszych chorągwi nie wszystkie one zajęły wyznaczone pozycje.  „Z małą pomocą” przyszli  Krzyżacy przysyłając dwóch heroldów, co dało nam znowu trochę czasu. Trzeba było wysłać gońców do obozu po podkanclerzego Trąbę. Król  Władysław znał język niemiecki, ale nie było to spotkanie prywatne, więc rozmawiano za pośrednictwem tłumacza. Był nim łożny królewski, Jan Mężyk z Dąbrowy (pow. wieluński, woj. łódzkie) h. Wadwicz, który wystawił swoją rycerską chorągiew nr  43.  Heroldowie wręczyli królowi 2 gołe miecze dla niego i jego brata (Witolda-brata stryjecznego) ku odwadze i aby  nie ociągał się z przystąpieniem do walki. Ponadto w imieniu wielkiego mistrza wyrazili gotowość  częściowego ustąpienia z zajmowanego terenu, żeby nie chował się po lasach  a nawet dali  Jagielle możliwość  wyboru innego pola walki. Heroldowie zlekceważyli  ks. Witolda nie wymieniając jego imienia ani tytułu tylko używając określenia brat. Być może, dlatego że nie był obecny przy tym wydarzeniu. Podczas ich przemowy Krzyżacy  wycofali z przedpola swoich harcowników. Pyszałkowate zachowanie krzyżackich wysłanników, w późniejszym czasie, wykorzystała nasza dyplomacja. Oskarżyła Zakon o grzech pychy, jeden z najcięższych w średniowieczu,  „matkę wszystkich grzechów”. Król Władysław pokornie przyjął dar i udzielił odpowiedzi, w której wielokrotnie odnosił się do Boga, Jego Rodzicielki Marii Panny i Jego Świętych. Po oddaniu heroldów w opiekę rycerzowi  Dziwiszowi Marzackiemu nadszedł czas na zaczęcie bitwy. Rozpoczęły ją stojące  na prawym naszym skrzydle wojska litewskie. Z uwagi na ukształtowanie pola bitwy, mniejszą ich ilość niż wojsk koronnych szybciej osiągnęły gotowość do walki. Ponadto ich dowódca książę Witold był niecierpliwy, popędliwy. Pewnie dlatego ,w przeciwieństwie do Jagiełły, mało bitew rozstrzygnął na swoją korzyść. Najprawdopodobniej pierwsze wkroczyły do akcji, będące pod litewskim dowództwem, chorągwie tatarskie. Z niewielkim opóźnieniem ruszyło do boju z pieśnią Bogurodzica rycerstwo Korony Królestwa Polskiego. Bitwa rozpoczęła się około  godziny 12,00.  Widząc „ruch po naszej stronie” Krzyżacy oddali dwie artyleryjskie salwy. Nie wyrządziły one żadnych szkód. Oprócz dział mogli użyć także ręcznej broni palnej. Ponoć na terenie bitwy znaleziono pociski z ówczesnych rusznic.  Początkowo wojska rozdzielała na odległość 200-300 metrów  Dolina Wielkiego Strumienia.    W pierwszej szarży wojska Korony odrzuciły nieprzyjaciela na ok. 800 m od linii dział. Nie wydaje się, aby  jazda tatarska czy litewska także mogły odepchnąć Krzyżaków na taką odległość. Linia frontu liczyła ok. 3 kilometry , bo na tyle pozwalały warunki terenowe. Prawdopodobnie po ok. godzinie walki , zgodnie ze swoją taktyką, Tatarzy opuścili pole bitwy.  Mogli pociągnąć za sobą część Litwinów. Prawe skrzydło zaczęło się cofać. Samoistnie czy też z rozkazu dodatkowi krzyżaccy rycerze skierowali się przeciwko Litwinom.  Nie bardzo pomagały krzyki i smagania pejczem  przez księcia Witolda, który osobiście dowodził swoim wojskiem na polu walki. Bezskutecznie słał gońców do króla z prośbą o przysłanie odwodów.  Większość litewskiego rycerstwa opuściła pole bitwy. Dzielnie walczyły trzy smoleńskie chorągwie znajdujące się przy lewym (polskim)  skrzydle. Dowodził nimi królewski brat Lingwen Semen Olgierdowicz.  Jedną z nich „wybito co do nogi”. Zrejterowali także zmieszani z Litwinami Polacy i najemnicy. Zaciężna czeska chorągiew  św.  Jerzego wycofała się na kilka kilometrów i stanęła w pobliżu unijnego obozu. Ich chorąży Jan Sarnowski, zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem, dał znak do wycofania się z walki poprzez zwinięcie sztandaru. Za ten czyn (zdrada) wszyscy się od niego odwrócili. Nawet żona nie wpuściła go, po powrocie, do zamku. Ponoć wkrótce zmarł. Na pole bitwy zawrócił  Czechów podkanclerzy Mikołaj Trąba. Prawdopodobnie jeszcze przed rozpoczęciem walk podkanclerzy przymusił ich do zajęcia wyznaczonego im miejsca w szyku. Istniała nawet obawa, że przejdą na stronę Zakonu. Po opuszczeniu pola bitwy przez większość litewskiego rycerstwa, duża część zakonnych wojsk ruszyła za nimi w pogoń. Litwini wielokrotnie uciekali w wojnach z Zakonem przed silniejszym przeciwnikiem. Można powiedzieć, że mieli doświadczenie i potrafili się po ucieczce ponownie szybko zebrać. Pod Grunwaldem także to pokazali. Część historyków uważa, że Litwini tylko pozorowali ucieczkę. Następni zebrali swoje oddziały i zatrzymali resztki goniących ich zakonnych wojsk. Potem zaatakowali  Krzyżaków powracających na miejsce bitwy. Zanim Litwini wrócili (po ok. 2 godzinach)  pod Grunwald, sytuacja koronnych wojsk pogorszyła się. Nie całe krzyżackie lewe skrzydło ruszyło w pogoń za wojskiem Witolda. Część zaatakowała prawą flankę Polaków. Dla ich powstrzymania użyto  stojących, prawdopodobnie, w rezerwie chorągwi m.in. : wielkiej krakowskiej nr 1, sandomierskiej nr 6, halickiej nr 20, wieluńskiej nr 13. Kilkakrotnie krzyżackie szarże prowadzone przez wielkiego mistrza przebijały linię polskich wojsk. Podczas jednej z nich upadł sztandar  chorągwi wielkiej ziemi krakowskiej będący zarazem sztandarem Korony Królestwa Polskiego  Zazwyczaj przez opuszczenie sztandaru dawano znać do opuszczenia pola bitwy. Dzierżył go chorąży Marcin z Wrocimowic (pow. proszowicki, woj. małopol.)  h. Półkozic. Dość szybko jednak sztandar ponownie załopotał nad naszym wojskiem. Legenda głosi, że to dzięki Zawiszy Czarnemu został uratowany. Około godziny 15,00 wielki mistrz Ulryk  von Jungingen zebrał 16 chorągwi z zamiarem zaatakowania naszego prawego skrzydła. Nie zamierzał swojego oddziału skierować prosto na nasze wojska, ale poprowadził go po łuku, aby niespodziewanie uderzyć na nie z boku i od tyłu. Po ucieczce Litwinów linia frontu skurczyła się i warunki terenowe pozwalały na wykonanie takiego manewru  Po drodze Krzyżacy mijali stojący na wzgórzu niewielki nasz oddział. Jeden z nich Dypold von Kockritz z Łużyc dostrzegł w nim rycerza we wspaniałej zbroi na równie wspaniały koniu i postanowił go zaatakować. Tym rycerzem był sam król Władysław Jagiełło. Długosz pokonanie Dypolda (rycerza gościa Zakonu) przypisał  królewskiemu notariuszowi Zbigniewowi Oleśnickiemu (urodz. w Siennie, pow. lipski, woj. mazow.) h. Dębno, który złamaną kopią uderzył go w bok i zwalił z konia, a król zadał mu kopią cios w głowę. Prawdopodobnie było odwrotnie, pierwszy cios zadał mu król, dopiero potem zadziałał Oleśnicki. Leżącego dobili jacyś „inni”, nie mogli się tym zhańbić rycerze. Oleśnicki został oskarżony o niehonorowy postępek (zabójstwo), przelanie krwi chrześcijańskiej. Uniemożliwiło mu to wstąpienie do stanu duchownego. Na dyspensę od papieża czekał 13 lat i dopiero 18 grudnia 1423 r. przyjął  kapłańskie święcenia, a następnego dnia otrzymał biskupią sakrę. Jako biskup krakowski miał olbrzymi wpływ na polska politykę. W 1430 r. uniemożliwił koronację księcia Witolda na króla Litwy. Na jego polecenie aresztowano posłów wiozących koronę dla Witolda. Incydent z Dypoldem Kockritzem pokazał, że gdyby Ulryk rozkazał zaatakować  niewielki oddział, to mógł zginąć król Jagiełło i historia Polski mogłaby potoczyć się inaczej. Ze względu na bezpieczeństwo królowi zabroniono bezpośredniego uczestnictwa w bitwie. Były przygotowane rozstawne konie, aby mógł ewakuować się w razie zagrożenia. Życie króla oceniono na 10 tysięcy rycerzy. Na szczęście, wielki mistrz spieszył się i słusznie z wykonaniem okrążającego manewru krzycząc herum, herum (dookoła). To zdarzenie oraz niespodziewane zaatakowanie dowódcy wojsk krzyżackich, być może samego Ulryka von Jungingena, przez pojedynczego polskiego rycerza nieco opóźniło cały manewr. Tym rycerzem był Dobiesław Oleśnicki h. Dębno z Sienna (pow. lipski, woj. maz.), dowódca 38 chorągwi rodu Dębno, stryj ww. Zbigniewa Oleśnickiego. W 1404 r., w Toruniu wygrał  rycerski turniej. Mimo, że znakomicie władał kopią Krzyżak sparował jego cios. Atak był przeprowadzony ad hoc , bo Oleśnicki wyjechał naprzeciwko krzyżackiemu oddziałowi myśląc, że to litewskie wojsko. Zmyliły go włócznie- sulice używane zarówno przez Prusów jak i Litwinów. Walki nie kontynuował i szybko powrócił do swojej chorągwi. Kiedy Krzyżacy przeprowadzali manewr, małopolskie chorągwie oraz chorągiew nadworna (nr 3) przygotowywały się do zadania ostatecznego ciosu. Na pewno musiały zmienić nieco kierunek swojego uderzenia, aby obronić prawą flankę. Do ataku ruszyła największa chorągiew nr 1, wielka chorągiew ziemi krakowskiej.  Liczbą rycerzy przewyższać dwukrotnie przeciętną chorągiew. Mogła liczyć ok. 700 zbrojnych. Dowodził nią miecznik krakowski Zyndram z Maszkowic (pow. nowosądecki, woj. małopol.). W dniu 9 lipca król uczynił go oboźnym odpowiedzialnym za porządek. Pochodził z niemieckiej rodziny. To on 15 lipca rozstawiał polski chorągwie do walki. Jagiełło chyba nie był zadowolony z jego pracy , a na dodatek incydent z upadkiem sztandaru spowodował , że nie zaskarbił sobie królewskiej sympatii. Przed wyprawą zaciągnął dług, pod zastaw wsi, w wysokości 300 grzywien i po wyprawie jej nie odzyskał. Znacznie lepiej potoczyła się kariera Andrzeja Ciołka h. Ciołek z Żelechowa k. Warki, dowódcy chorągwi nr 3, nadwornej (przybocznej). W przyszłości będzie on dowodził nawet oddziałami kilku tysięcznymi, a w 1434 r. zostanie  starostą generalnym Wielkopolski. Krzyżacy uważali go za najzdolniejszego polskiego dowódcę. Matka jego Elżbieta była siostrą ojca Zawiszy Czarnego h. Sulima z Garbowa (pow. sandomierski, woj. świętokrzy.) Ten ostatni najsłynniejszy polski  i europejski rycerz, dworzanin Zygmunta Luksemburczyka, walczył wraz z bratem Janem Farurejem i rodowcem Stanisławem z Charbinowic w szeregach chorągwi nr 1. Można przyjąć, że sławą drugiego rycerza Korony Królestwa Polskiego cieszył się Mikołaj Powała h. Powała z Taczowa (pow. radomski, woj. mazow.). Zasilił on szeregi chorągwi nr 3. Po wojnie król mianował go dowódcą zespołu rycerzy turniejowych. Oprócz ww. chorągwi 1 i 3 do ataku na 16 krzyżackich ruszyła prawdopodobnie większość chorągwi małopolskich czyli: ziemskie – sandomierska nr 6 i lubelska nr 9, rodowe – Dębnów nr 38 i nr 46 Gryfitów, oraz prywatne małopolskich możnowładców nr: 26, 27, 29, 33, 34, 35, 36, 42, 43, 44, 45, 47. W tym samym czasie, wg Andrzeja Nadolskiego, na lewym naszym skrzydle walczyła większość chorągwi wielkopolskich. Mogły to być: ziemskie – poznańska nr 5, kaliska nr 7, sieradzka nr 8, łęczycka nr 10, wieluńska nr 13, wielkopolskich możnowładców – nr: 24, 25, 28, 30, 31, 37, 40, 41  oraz najemne nr 49 i 50. Numery chorągwi i ich opis  podaję za Janem Długoszem Roczniki Czyli Kroniki Sławetnego Królestwa Polskiego t. 11. Powyżej wymieniłem 33 polskie chorągwie, większość  z pozostałych 17-18 wraz ze smoleńskimi walczyła na naszym prawy skrzydle. Natomiast te litewskie, które powróciły, głęboko weszły na tyły krzyżackiego lewego skrzydła. Starcie naszego rycerstwa z oddziałem dowodzonym przez Ulryka von Jungingena trwało, wg J. Długosza, „jakiś czas”. Myślę, że nie więcej niż 30 minut. Krzyżacy musieli się cofnąć i w pewnym momencie wszystkie ich wojska zostały zamknięte, może w niezbyt szczelnym, ale w jednym kotle. Nie mieli już jednolitego dowództwa, bo wielki mistrz i inni zakonni dostojnicy zginęli w naszym kontrataku na ich 16 chorągwi. Stało się tak, bo na czele naszych chorągwi galopowali najlepsi rycerze, a na czele ich  najważniejsi dostojnicy, którzy osobiście dowodzili. Stanowili oni  „łakomy cel” dla naszych rycerzy-kopijników.  Można było ich rozpoznać po białym okryciu z czarnym krzyżem i takąż tarczą. Sulise , jakich zapewne większość z nich używała, wzorując się na wielkim mistrzu, były krótsze od kopi o ok. 1,5 m. Nie wszyscy z nich byli wprawnymi rycerzami, bo nadmiar zajęć administracyjnych utrudniał trening. W pewnym momencie Krzyżacy zaczęli się gwałtownie cofać, niektórzy ich chorążowie zwinęli sztandary dają znak do opuszczenia pola walki. Część z nich schroniła się w obozie, gdzie było kilka tysięcy piechoty. O obóz odbyła się może niezbyt długa, ale krwawa walka. Pierwsi nasi rycerze skorzystali, bo mogli napić się beczkowego wina. Do jego zaczerpnięcia użyli hełmów, rękawic, butów. Następnym król zabronił  picia i kazał beczki porozbijać, ale równie ciekawe rzeczy można było znaleźć na taborowych wozach. Kilka ich tysięcy  rozgrabiono w kilkanaście minut. Mogła być godzina 16,00 – 16,30 , gdy część rycerstwa, która zdobyła obóz rzuciła się w pogoń za uciekającymi.  Zapewne pościg za tymi Krzyżakami, którzy ominęli obóz i kierowali się na odległy ponad 100 km Malbork, już trwała. Król początkowo zabronił pogoni, ale widząc bezładna ucieczkę wrogów cofnął zakaz. Sam też przez 2 mile (ok. 15 km) ich ścigał  i nawet niektórym jeńcom uratował życie. Tak napisał w liście do królowej. Wydaje się, że w pościg najbardziej zaangażowane było rycerstwo z odwodowych bądź najkrócej walczących polskich chorągwi.  Wieczorem przeniesiony został obóz  z okolic jeziora Lubień nad jezioro Mielno.  Przez całą noc do naszego obozu ściągali rycerze z jeńcami, łupami i krzyżackimi chorągwiami. Jeńców i krzyżackie sztandary zobowiązani byli oddać królowi. Obozowa czeladź penetrowała pobojowisko. Nikt nie pomyślał o rannych. Dopiero rano, z polecenia króla, zajęto się nimi. Dzień 16 lipca dla zwycięzców  zaczął się od wysłuchania trzech mszy św. Dziękowali Bogu Najwyższemu za grunwaldzką wiktorię, a było za co! Gdyby Krzyżacy znali ustalony  w Brześciu plan walki z nimi, mogliby zgromadzić siły zdolne do pokonania wojsk Unii Jagiellońskiej. Mimo, że  ich szpiedzy potrafili wykradać dokumenty z królewskiej kancelarii, to pozostał dla nich tajemnicą. Myślę, że nie było zapisu całego planu, ale sporządzano pisma, które mogły go zdradzić.   Analizując Kroniki Jana Długosza, możemy wydedukować, że krzyżackie rycerskie chorągwie były mniejsze niż nasze, ale większe niż litewskie. Nikt nie robił spisu rycerzy. Zachowały się zakonne listy wypłacanego żołdu dla zaciężnych kopii. Za jedną kopię zawsze liczyli trzech zbrojnych. Wg tych list stan zaciężnych pod Grunwaldem wynosił  3711 . Prawdopodobnie nie uwzględniono 1200, o wysłaniu których, pod koniec czerwca 1410 r., powiadomił Ulryka człuchowski komtur. Zaciężni, jako zawodowcy byli dobrze uzbrojeni i wyćwiczeni. Ilu ich  zatrudnili w swoich  chorągwiach czterej pruscy biskupi ? Nie wiadomo. Przypuszcza się , że zdolności  mobilizacyjne czterech diecezji wynosiły od 1500 do 2000 zbrojnych. Nieznana jest też  liczba zaciężnych w oddziałach wystawionych przez miasta. Nie ma informacji, aby we wcześniejszych kampaniach biskupi czy burmistrzowie opłacali najemnych rycerzy obcokrajowców.  W poprzednich wyprawach liczba zbrojnych  wystawionych przez pruskie miasta nie przekraczała 2 000. Tylko część z nich posiadała konie. Nie wszyscy z nich mogli dołączyć do krzyżackiej armii, gdyż musieli pozostać do ochrony zamków, miast. Podobnie, a może nawet lepiej niż zaciężni uzbrojeni byli rycerze goście. Przybyło ich znacznie mniej niż na litewskie rajzy, oceniam, że kilkuset. Krzyżacka konna armia składała się w większości z rycerzy miejscowych, będących posiadaczami dóbr. Grupa ta wraz ze swoimi pocztami liczyła ok. 12 tysięcy. Na wyprawę musieli stawić się konno i być uzbrojeni. Możemy przyjąć, że zostało zmobilizowanych 10500. Ponadto obowiązek służby ciążył na kmieciach. Z 10 łanów jeden z uzbrojeniem podlegał poborowi. Zapewne większość z nich służyła w piechocie. Znaczącą siłę stanowili także zakonni bracia służebni. Było ich ok. 8  razy więcej niż braci rycerzy. W czasie pokoju pełnili niższe funkcje administracyjne. W czasie wojny stanowili niższą kadrę dowódczą, służyli też w lekkiej jeździe oraz piechocie. Wg moich szacunków pod Grunwaldem walczyło nie więcej niż 300 braci rycerzy , a więc braci służebnych  ok. 2400, z tego w kawalerii mogło być ok. 1800. Uwzględniając powyższe wyliczenia można w przybliżeniu ustalić siłę krzyżackiej konnicy.

10500 – osadnicy na prawie rycerskim

3700 – zaciężni

2100 –  bracia rycerze i bracia służebni

1000 – rycerze z biskupich chorągwi

500 –  konni wojownicy z miast

800 –  rycerze goście

350 – chorągiew inflancka

50 – półbracia

19000 – suma

Od powyższej sumy należy odjąć zbrojnych z 2 chorągwi stojących w Świeciu, a dodać chorągwie księcia szczecińskiego Kazimierza V i księcia oleśnickiego Konrada VII Białego, co mniej więcej się równoważy. 19 tys. krzyżackiej kawalerii jest wielkością przybliżoną, ale nie powinna ona różnić się o więcej niż kilkanaście %  w dół czy w górę od rzeczywistej. Jeżeli podzielimy ją przez 51 to otrzymamy 373, czyli wielkość uśrednionej chorągwi jazdy po krzyżackiej stronie. Ponadto krzyżacka armia miała kilka tysięcy piechoty, która wzięła udział w walce o obóz.

Przeciwko tym siłą Polska przeciwstawiła 50(51) chorągwi jazdy a Litwa 40. Przyjmuje się, że polskie chorągwie  liczyły  więcej  konnych wojowników niż krzyżackie. Polska mogła  mieć od 1,5 do 2 milionów ludności, czyli 4 razy więcej niż państwo pruskie Zakonu i tyleż wraz z Rusią Czerwoną miała większą powierzchnię. Majątki osadników na prawie rycerskim w Prusach były znacznie mniejsze niż w Polsce, ale zobowiązania militarne większe. Zakładam, że zdolność mobilizacyjna Polski była 2 razy większa. Obliczając 2 x 12000 = 24000. Oczywiście, wszyscy musieli się stawi lub dać zastępców, ale w wyjątkowych sytuacjach kasztelan przyjmował usprawiedliwienie. Zakładam, że stawiło sie 20000 się. Z tego 3000 trzeba odjąć na wojska pilnujące południowej granicy i pozostające w Wielkopolsce oraz na Kujawach blisko granicy z państwem zakonnym. W bitwie pod   Grunwaldem mogło uczestniczyć 17000  zbrojnych z tytułu posiadania majątków na prawie rycerskim. Do tej liczby musimy dodać 3 chorągwie książąt mazowieckich i mamy już 18000. Wojsk zaciężnych w 3 chorągwiach i częściowo w 13 wieluńskiej mogło być 1200. Na pewno uczestniczyli tez ochotnicy, którzy nie mieli majątku na prawie rycerskim a stać ich było na wojenny ekwipunek i mogli zaciągnąć się do prywatnych oddziałów. Zakładam, że stawiło się ich 1000. Na taką samą wielkość oceniam sołtysów wsi lokowanych na prawie niemieckim oraz miejskich wójtów. Część wójtów musiała stawić się samotrzeć, czyli z np. z łucznikiem i jednym wojem w szyszaku. Podsumowując mamy  21200 kawalerzystów. Dzieląc tę liczbę przez 50 otrzymamy 424, czyli uśrednioną wielkość chorągwi jazdy po polskiej stronie. Oczywiście z tolerancją plus minus 10%. Do tej wielkości można także dojść przyjmując, że rycerstwo z Podola sformowało 3 chorągwie, ok. 1272 zbrojnych. Utworzone w 1434 r. województwo podolskie zajmowało obszar 19152 km2, co mogło stanowić ok. 7.5 % powierzchni Królestwa Polskiego.  Wykonując  dzielenie 1272 : 0,075 otrzymujemy liczbę 16960. Jest ona niższa od przyjętej powyżej wielkości 20000, ale   na pewno odległość od centrum Polski nie sprzyjała mobilizacji.  Najtrudniejsze, wg mnie, jest oszacowanie wielkości wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego. Litwa zajmowała powierzchnię ponad trzykrotnie większą niż Polska, ale ludności miała tyle samo lub nieco więcej. Jan Długosz podał, że pod litewskim dowództwem walczyło 40 chorągwi. W wielu opracowaniach przyjęto, że liczyły one 10000 konnych wojów. Jeśli od tej liczby odejmiemy kontyngent tatarski i prawdopodobnie mołdawski oraz oddziały Republik Pskowskiej i Nowogrodzkiej to wojsko litewskie mogło liczyć tylko 7000 czyli trzykrotnie mniej niż polskie. Nie wydaje mi się, aby tak było mimo poniesienia przez Litwinów dużych strat  w przegranej  bitwie z Tatarami pod Worsklą (1399). W bitwie tej brali udział także Polacy. Myślę, że w grunwaldzkiej  bitwie, pod litewskim dowództwem , walczyło ok. 12000. Reasumując, siły jazdy polsko-litewskiej oceniam na 33 tys., a krzyżackiej na 19 tys.  Odnośnie zaś  piechoty, to tylko poddani Zakonu zobowiązani byli stawiać się pieszo na wyprawę. Oczywiście, piesi byli  i w armii Unii, ale do obsługi dział, machin, wozów, koni.

autor: Lechosław Wąsik